Avatar - Legenda Aanga


#1 2012-04-16 20:19:00

Daughter

Mag Ognia

Zarejestrowany: 2010-10-11
Posty: 206
Punktów :   
Zainteresowania: Pisanie wierszy :3
Imię: Agata
Żywioł: Ogień.
Wiek: Odpowiedni do wagi i wzrostu

Więzień A-14

Więzień A-14
Rozdział 1: Ucieczka


Więzienie było koszmarem o jakim nie śniło się nawet najgorszym. Ogrodzone podwójnym murem i drutem kolczastym sprawiało wrażenie ubudynkowanego piekła. Wszystko było jakby zrobione pod najostrzejszy rygor. Sama potężna, strzeżona budowla stała na odludziu, na wielkiej pustce. Do niej prowadziła tylko jedna, szeroka i silnie pilnowana betonowa ulica, po której ciągle jeździły jakieś podejrzane uzbrojone samochody. Nikt do więzienia nie miał wstępu. Tylko najwyższe władze i tylko za zgodą ustaloną przez wszystkie sejmy.

Dobra, żartuję. Tak źle nie było, ale trzeba przyznać, że ta forteca dawała do myślenia. Przy murach znajdywały się jakieś poboczne, mało znaczące cele, gdzie przetrzymywani byli skazańcy z różnych rejonów i za różne przewinienia. Najczęściej cięższe. Jednak kara, jaką było uwięzienie właśnie w tym więzieniu była surowa sama w sobie. Dlaczego?

Umocnienia, straż, ochrona, druty kolczaste i inne dziwne wymysły był przygotowane dla jednego więźnia. Więźnia, dla którego w sumie całe więzienie było przeznaczone. Ów więzień wywoływał strach już na sam dźwięk jego głosu, a nawet dźwięk jego pseudonimu. A pseudonim jego brzmiał A-14. Nikt bowiem nie wiedział jak ma naprawdę na imię. Chodziły plotki, że nie był człowiekiem, a wzrok jego wypalał dziury w duszach, jednak nigdy plotki się nie potwierdziły. Udowodniłam jak bardzo był respektowany A14? Nie? Więc wyobraźcie sobie, że kara za morderstwo z premedytacją i wielkim okrucieństwem była taka, że po prostu umieszczano delikwenta w tym więzieniu. Strasznie? Powiecie, że nie. Jednak każdy dzień przynoszący strach, że A-14 wyjdzie na wolność był tak nieznośny, że skazany nie mógł czasami go wytrzymać...

Więzienie było wąskie, jednak bardzo, bardzo głębokie. Cela, cholernie dobrze strzeżona, z wiadomym więźniem była na samym dnie. Bardzo głęboko pod ziemią. Na sam dół prowadziły długie i skomplikowane korytarze poodgradzane metalowymi, grubymi i kolczastymi drzwiami. Gdy już pokonało się ten potworny labirynt wchodziło się do potężnego pomieszczenia w kształcie kopuły. Przy ścianach pomieszczenia były potężne kusze, naładowane i wycelowane w mały punkcik w centralnym punkcie pomieszczenia.

Dochodzimy do sedna. Myślicie, że nasz kochany A-14 jest przykuty? Związany? Unieruchomiony? Otóż nie. Oto ciasna klatka przykuta do podłogi była na środku. A w niej... Jasne, nikt inny. Posturę miał raczej zacną, chłopięcą. Wąskie biodra oraz ramiona nadawały mu niepoważnego, aczkolwiek słodkie wyglądu. Ubrany był jedynie w czarny płaszcz z peleryną, dużo za duży. Kaptur oczywiście był zarzucony na głowę tak więc w ogóle nie było widać twarzy ukrytej pod cieniem. A-14 siedział spokojnie oparty o szczebel klatki. Oddychał wolno i spokojnie co chwilę wycierając policzek bladą dłonią. Jedna z chudych nóg była wyprostowana, druga zaś zgięta. Naga postać przekręciła leniwie głowę w stronę wejścia usłyszawszy otwierane automatyczne drzwi.

W pomieszczeniu pojawiły się jakieś dwie osoby. Naczelnik więzienia w ciemnym mundurze, barczysty mężczyzna z zarostem, którego A-14 tak dobrze znał oraz drugi facet w garniturze z teczką, bardzo dystyngowany. Oboje podeszli do klatki, jednak zachowując pewną odległość. Widząc to, strażnicy podeszli do kusz i okazali gotowość do ewentualnego strzału.
- Właśnie tu jest nasza ptaszyna. Widzi pan, panie gubernatorze? Wszystko cacy! Siedzi grzecznie, nawet nie ma siły wstać! - rzekł głosem pełnym dumy i pychy naczelnik wskazując na klatkę.
- Tak, tak... Widzę - odparł trochę niepewny elegancki pan poprawiając kanciaste okulary. - Jednakże chciałem się upewnić. Musze złożyć prezydentowi raport, sam pan wie.
- Oczywiście, gubernatorze - powiedział niskim, pewnym siebie głosem naczelnik po czym poklepał gościa po plecach.
Wysłannik prezydenta znów poprawił okulary po czym nabazgrał coś w czarnej książeczce wyjętej z teczki.
- Niezwłocznie przekażę prezydentowi, iż A-14 jest pod kontrolą... - rzekł nie tracąc niepewności po czym schował swe notatki.
- Może pan, panie gubernatorze, dodać, że nawet więcej, niż pod kontrolą! - odparł triumfalnie żołnierz, a mając na ustach irytujący uśmieszek podszedł do więźnia i zapukał w klatkę chcąc go rozdrażnić. A-14 niczym zwierz rzucił się do szczebli, a bestialską siłą łapiąc naczelnika za mundur warknął głośno. Wystraszony mężczyzna odskoczył szybko w tył i spojrzał na gubernatora.
- Ekhm... - odchrząknął poprawiając strój. - Widzi pan... Nic nie zrobi będąc w klatce, niech prezydent będzie spokojny, he he he...
Facet tylko przytaknął spojrzawszy z pewnym strachem w stronę klatki po czym przełknął ślinę. A-14 znów siedział spokojnie opierając się wnętrze klatki. Po chwili usłyszał kroki oraz otwierane i zamykane automatyczne drzwi. Dwie postaci wyszły.

Oh, ile nieszczęścia przynosi chwilka nieuwagi! Jedno niefortunne pochylenie się, a tyle kłopotów. Pod płaszczem przykrywającym chłopięce ciało coś zadzwoniło. Jakby metal uderzał o metal. Istotnie. Strażnicy przy kuszach szybko położyli dłonie na dźwignie, by w razie czego wystrzelić potężne bełty. Nie minęły dwie sekundy, a coś w zamku od klatki się przekręciło. Wszyscy od razu wiedzieli o co chodzi - A-14 miał klucz! Kilka strzałów poszło w stronę więźnia, jednak udało im się tylko rozchylić szczeble klatki przecinając ją. Postać w czarnym płaszczu zdążyła już wydostać sie z klatki. Niewiele myśląc zaczęła biec w stronę automatycznych drzwi omijając bosymi stopami kule z pistoletów, które nieudolnie starały się trafić ją w nogę. Więzień stanął przy drzwiach i myśli jego niczym dane w komputerze szybko połączyły sie w jedno. Strzały celowane w delikwenta trafiły w drzwi roztrzaskując je na drobne kawałki. A-14 szybko prześlizgnął się między chodzącymi jak szalone w tę i we tę dwoma skrzydłami drzwi automatycznych. Naraz niczym wiatr zaczął biec jasnym, oświetlonym korytarzem. Czerwone światła migotały we wszystkich strefach więzienia. Strażnicy i żołnierze byli w pełnej gotowości i choc strach kierował ich sercami dzielnie stawiali opór strasznemu więźniowi.

A-14 jednak był już na drugim poziomie od dołu. Wąskie korytarze były niczym bieżnia tylko czasami skręcały do innych. Nagle przez uciekinierem wyrosła 6 strażników z potężnymi karabinami. Na gwałt zaczęli strzelać w stronę wroga, gdy ten skoczywszy na jeden z żyrandoli przeskoczył nad strażnikami. Cudem chyba było, że bladej postaci udało się wytrącić jednemu z mężczyzna karabin i niczym kosiarka skosiła kilkunastoma strzałami napastników. Tak udało jej się pokonać następny poziom.

Tutaj zaczynały się schody... Cele z innymi więźniami, którzy na widok znajomej twarzy zaczęli krzyczeć i szarpać się. Zakapturzony szybko ogarnął wzrokiem sytuacje i pewnie wymyśliłby coś lepszego, gdyby na drugim końcu korytarza nie pojawił sie oddział strażników. Więzień skoczył na jeden z żyrandoli i ani mu się nie śniło używać swego karabinu do przeznaczonych dla niego celów, lecz zobaczywszy czerwony, potężny guzik cisnął bronią wprost do niego. Gdy karabin wcisnął przycisk wszystkie cele zostały otworzone i więźniowie niczym bydło wybiegło z klatek taranując oddział. A-14 zeskoczył na ziemię, a chwyciwszy jeden z noży, który miał przy sobie martwy strażnik ujął rękojeść w zęby i znów rzucił się do ucieczki.

Tak minął trzeci poziom. Światło słoneczne, którego dawno nie widział przebijało sie przez zakratowane okna, które na tym poziomie już były. Postać w czarnym płaszczu skręciła w jakiś ciasny korytarz nabierając coraz większą prędkość. Do widoku oddziału strażników wyrastających na gwałt z ziemi uciekinier był już przyzwyczajony. Pewnie prześlizgnąłby się między ich nogami tnąc nożem grube mundury i ciała gdyby nie masywny kabel na ścianie. Blada postać niczym duch skoczyła ku niemu i z krzykiem wbiła ostrze w gumę. W całym ośrodku zapanowały egipskie ciemności. Jedynie wąskie korytarze oświetlane były przez migające, czerwone światło, które niesamowicie oślepiało. Krzyk mordowanych małym, strażniczym nożem wypełnił korytarz, gdy więzień pozbawił życia kolejny oddział.

Trzymając sztylet w ustach A-14 wbiegł na schody. Ciężka peleryna płaszcza obijała się o ściany, a widziana niczym obraz poklatkowy dzięki migającemu czerwonemu światłu nadawała więźniowi charakteru krwistej zjawy. Tak oto niczym duch na oczy pokazał się naczelnikowi i gubernatorowi A-14, który z szałem w ciemnych oczach oraz zaplamionej od ciemnej krwi sztylecie w ustach stanął w rozkroku na początku korytarza, który koniec swój miał przy upragnionym wejściu. Peleryna opadła przykrywając wąskie, blade i nagie ramiona.

Mężczyzna w garniturze schował się za naczelnikiem, który choć zjadany przez strach nie dawał tego po sobie poznać. Wychodziło mu to dość miernie.
- Na... Na... Naczelniku... - jęknął załamanym głosem gubernator.
- Spokojnie, kotka znów da się do klatki - powiedział pewnie żołnierz po czym przywołał do siebie kilkunastu strażników.

Wszyscy wycelowali karabiny wprost na brudnego od nieswojej krwi więźnia. A-14 ogarniał pewien spokój. Zaciskał zęby spiłowane w szpic w rękojeść sztyletu. Oczy żołnierzy skierowane były teraz tylko w jeden punkt, który pojawiał się i znikał raz oświetlany przez awaryjne światło, raz nie. Szał w oczach nie gasł pobudzany przebijającym się światłem słonecznym przez zamknięte na końcu prostego, pustego korytarza drzwi. Wszyscy czekali na rozkaz, na jakiś ruch... Ten potworny wzrok jednej, jedynej osoby tak paraliżował, że nie było się w stanie poruszyć. Nagle, niczym błyskawica sztylet z ust więźnia wbił się w pewną butlę będącą za naczelnikiem. Nadal panowała cisza, nadal nikt nic nie robił. Ciszę przerwał ulatniający sie delikatnie, aczkolwiek głośno gaz.

Żołnierze zaczęli strzelać na oślep, korytarz wypełnił się echem strzałów i padających ciał, gdyż kule dorywały również strażników. Nagle... Rozległ się wielki trzask i korytarz rozsadził potężny wybuch. Kilkanaście ciał rozleciało się prawie we wszystkie strony. Gruzy również. Ciemne oczy więźnia oślepiło światło słoneczne. Coś, za czym tak bardzo tęsknił. Dumnym krokiem wyszedł z dymu i gruzu niosąc na barkach poszarpany, czarny płacz, zaś na głowie ciężki kaptur. Szedł spokojnie, bosymi nogami deptając potężne kamienie, bronie, kałuży krwi, kawałki mięsa i martwe ciała. Zbliżył się do pewnego ciała, które chyba jako jedyne dawało jakieś znaki życia. Był to poraniony, wystraszony i czołgający się nieudolnie gubernator, który bez okularów był prawie ślepy. A-14 nachylił sie nad nim, złapał za resztkę krawatu podniósł lekko nad ziemię po czym wysyczał cicho:
- Biegnij do miasta, kup bilet i leć do stolicy. Powiedz prezydentowi, żeby spodziewał sie wizyty pewnego więźnia...
Głos miał zimny, jednak wysoki. Dokładnie jak chłopiec przed mutacją bądź też młoda nastolatka. Przestraszony na śmierć sekretarz wstał i zaczął potykając sie biec betonową, szeroką drogą w stronę miasta.

Uciekinier zaś podszedł do jednego z motorów, który przewrócony stał obok kupy gruzu, podniósł go po czym wsiadł i odpalił, gdyż kluczyki były w stacyjce. Ostatni raz spojrzał na więzienie, które więzienia już nie przypominało po czym, odjechał mijając biegnącego nerwowo mężczyznę. Peleryna trzepotała na wietrze, a chłód szczypał nagie ciało A-14.

Miasto nie było daleko od wiadomego punktu. Dziesięć minut drogi wystarczyło, by być już na obrzeżach. Blada postać nie chcąc pokazywać się na oczy ludziom pojechała polną drogą, a następnie wjechała na objazd. Dawno już nie widziała budynków tętniących życiem. Ostatni widok domów to domy spalone i wysadzone w powietrze. Takie, jak więzienie. Chwilkę zajęło szukanie upragnionego adresu, jednak w końcu sie udało.

Był świt. Ulice nie były jeszcze zaludnione. Więzień zsiadł z motoru niedbale rzucając go na chodnik po czym stanął przed drzwiami pewnego skromnego domku jednorodzinnego niczym nie wyróżniającego się od innych. Rozległo się pukanie, a po chwili uciekinierowi otworzył drzwi pewien barczysty mężczyzna około 35 roku życia. Był ubrany w szlafrok, nieogolony, a w ręce trzymał puszkę z piwem. O tym, że przed chwilka wstał świadczyłyby jeszcze nieuczesane włosy. Mimo tego facet był przystojny i dobrze zbudowany. Szatyn o piwnych oczach i poszarpanych, przydługawych włosach. Gdy tylko zobaczył gościa przetarł sine oczy i przyjął wyraz zdziwionego.
- Kogo moje piękne oczy widzą?! - rzekł z nutką radości w głosie. - Czyżby to nasz ukochany więzień!
- Nie marudź, tylko mnie wpuść. Znowu cyrki odstawiasz... - odburknął A-14 po czym minął mężczyznę i wszedł do domu.
- Jak ci sie udało uciec? Woah, jesteś we krwi! Musiała być rozróba, nie?
- Wysadziłam więzienie krótko mówiąc... - rzucił niedbale gość. - Daj mi coś jeść i jakieś ciuchy.
- Nieźle Cię urządzili tamci, hehe... - zaśmiał się szatyn. - Dali Ci tylko płaszcz, a tak to jesteś nagutka!
- Otóż to... - odparł uciekinier i zrzucił z siebie i kaptur i płaszcz.
Przed oczami mężczyzny jawiła się teraz naga, brudna dziewczyna o czarnych włosach i bladej cerze.


http://desmond.imageshack.us/Himg818/scaled.php?server=818&filename=syga.jpg&res=medium

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl